Między Alojzem Paletą a byłą piekarnią Muttke była posesja na której mieszkała rodzina Wachtarz. Rodzina miała przydomek Schmitko, który wziął się z niemieckiego określenia kowala - Schmiede. Najstarszy z rodu Josef Wachtarz (1809-1873) przybył do Pietrowic z Cyprzanowa. Był z zawodu Hufschmied. Jego syn Franz Wachtarz (1836-1915) zdobył już tytuł mistrza kowalskiego. Syn Franza, Johann Wachtarz też prowadził kuźnię z tytułem mistrza kowalskiego. Syn Johanna, również Johann Wachtarz, urodzony w 1914 roku, prowadził kuźnię dalej. „Nowiny Raciborskie” z 31 stycznia 1911 roku podają: „Egzamin w podkuwaniu koni złożyli kowale: Widuch z Bujakowa, Bartoń z Łańca, Meisel z Turza, Rożek z Ostroga i Wachtarz z Piotrowic.” Kuźnia po II wojnie światowej już nie nabrała rozpędu. Emeryk Glania wspominał, jak z ojcem obcinali tam jeszcze szyny kolejowe. Jan Wachtarz, syn kowala jeszcze po wojnie mieszkał w Pietrowicach, ale już nie w domu rodzinnym, pracował w Kietrzu. Już w 1946 roku w domu Wachtarza mieszkał milicjant Głąb ze swoją rodziną. Po 1966 roku posesję Głąba kupił rolnik Alois Paletta, mieszkający po sąsiedzku. Dom mieszkalny został zburzony, ale budynek kuźni się ostał i stoi do dziś. Nad kuźnią były mieszkania i kiedyś mieszkała tam rodzina Baron.Kowale wykonywali także inne czynności, jak np. ostrzenie siekiery. Nie robili tego jak dziś, czyli przez ostrzenie na szmyrglu, ale przez „naciąganie”. Mówiono: „natahnij mi tu sykyru”. Tępa siekiera była gruba na ostrzu. Kowal nagrzewał siekierę do czerwoności i poprzez klepanie młotem ostrze wydłużał, naciągał, potem ostrze hartował i„odpuszczał”, czyli przez odpowiednie skokowe chłodzenie w wodzie likwidował kruchość ostrza, bacznie obserwując barwę chłodzonego żelaza (od fioletu do jasno żółtego). Takie ostrzenie siekiery zwielokrotniało jej używanie. Dziś „naciągo się” nie siekiery ale klientów.
Ten trochę przewrotny przydomek nosił gospodarz Jan Skerhut (1929-2004) z Welkej Strany. Był synem Josepha (1894-1967) i Berty zd. Kitel. Zaś jego dziadek Peter Skerhut (1859-1936) jest wspomniany w lokalnej prasie (niestety w kronice wypadków): „Nowiny codzienne”. 8 lutego 1936 Opole. Nr 32. Rocznik 26 relacjonują: Z raciborskiego, W Wielkich Piotrowicach. „77 letni wycużnik [emeryt] Piotr Skerhut był zatrudniony prześwietlaniem drzew (obcinanie gałązek) przyczem spadł z drabinki i zabił się.” [Notatkę znalazł Łukasz Kubiczek]. Pamiętam Zimnego Kowola jak jechał traktorem marki „Zetor” a jego matka siedziała na oju. Dosyć późno dowiedziałem się, że jego prawdziwe nazwisko to Skerhut. Za stodołą u Zimneho Kowola stoł jeden z ostatnich gepli (kieratów) we wsi. Został sprzedany góralom, nasi gospodarze przeszli już wtedy dawno na młocarnie napędzane silnikiem elektrycznym. Gdy we wsi pojawiły się kombajny, to góralom zaczęto sprzedawać młocarnie. A skąd ten przydomek?
Bruno Stojer